Podstawy wiary cz.1
Jest to pierwszy artykuł w cyklu mającym ukazać pokrótce nauczanie Biblii. Naukę Biblii określamy nieraz mianem „doktryny”, co pochodzi od łacińskiego słowa oznaczającego „pouczanie, oświatę, naukę”1, a także „to, czego się naucza, za czym się opowiada jako za prawdą”2. Możemy więc rzec, że nauka Biblii składa się z praw Bożych zapisanych w Piśmie Świętym z poruczenia Bożego w tym celu, aby były nauczane. Dlatego to apostoł Paweł napisał, że „całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki” (2 Tym 3,16; BW).
PODZIAŁ NAUKI BIBLIJNEJ
Na przestrzeni stuleci pilni badacze Słowa Bożego spostrzegli, że prawdy Boże zapisane na jego stronicach można podzielić na szereg kategorii. Najczęściej wymienia się następujące:
- bibliologia: nauka o Biblii,
- teologia właściwa: nauka o Bogu,
- angelologia: nauka o aniołach; mieści się w jej ramach również:
- satanologia: nauka o szatanie oraz
- demonologia: nauka o demonach,
- antropologia: nauka o człowieku,
- hamartiologia: nauka o grzechu,
- chrystologia: nauka o Chrystusie,
- soteriologia: nauka o zbawieniu,
- pneumatologia: nauka o Duchu,
- eklezjologia: nauka o kościele,
- eschatologia: nauka o rzeczach ostatecznych.
NEGATYWNY STOSUNEK DO NAUKI
Tragedią jest, że wielu chrześcijan z taką niechęcią podchodzi do nauki. Wyraża się to na wiele sposobów. Niektórzy twierdzą, że nauka (doktryna) dzieli ludzi, powinno się więc ograniczać nauczanie do minimum. Zwolennicy takiego stanowiska nie zdają sobie chyba sprawy, do czego ono prowadzi. Ponieważ nauka biblijna składa się z ważkich prawd Bożych zapisanych w Piśmie, znaczy to, że prawda Boża wywołuje podziały! I że prawda Boża nie powinna być nauczana!
Jeśli podział następuje wówczas, gdy głoszona jest prawdziwa nauka, nie jest to wina tejże nauki czy sposobu jej wykładania, lecz wynik złych reakcji ludzkich na tę naukę. Ludzie nie zgadzają się na uznanie danej prawdy biblijnej i wynikające z tego skutki, więc odwracają się od tych, którzy prawdę tę przyjmują i głoszą.
Inni natomiast twierdzą: „Nauczanie nie jest ważne. Liczy się doznawanie”. Parę lat temu, gdy znajomy pastor zaszedł w gościnę do pewnego małżeństwa, które zaczęło zbaczać w niebezpieczną stronę, gospodarz przyłożył sobie dłoń do szyi i oznajmił: „Pastorze, my mamy POTĄD Słowa Bożego. My nie chcemy więcej Słowa Bożego. My chcemy doznań”. Człowiek ten, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, dowiódł, że znalazł się pod wpływem filozofii egzystencjalistycznej, która święci dziś takie triumfy w społeczeństwie zachodnim, głosząc: „Liczy się tylko to, co jest ważne osobiście dla mnie”.
Czy rzeczywiście nauka nie jest ważna? Bóg tak nie uważa. Wiele lat temu czytałem pewien artykuł. Nie pamiętam dziś ani tytułu, ani nazwiska autora, ale nigdy nie zapomniałem jego treści. Na początku seminaryjnego kursu Nowego Testamentu wykładowca polecił studentom, by podczas pierwszego semestru zajęli się pewnym zadaniem: Mieli zbadać cały Nowy Testament pod kątem wyłowienia poszczególnych aspektów prawdy Bożej, pogrupowania ich i określenia, ile razy jest o każdym mowa. Ostatecznym celem było więc zbadanie, jakie to zagadnienie jest przez Nowy Testament najmocniej podkreślane. Po zakończeniu prac studenci ze zdumieniem spostrzegli, że najczęściej powracającym tematem jest przestroga przed fałszywym nauczaniem, przewyższając liczbą wzmianek nawet takie sprawy jak miłość, jedność czy na ten przykład kwestia doznań.
Ponieważ to Bóg jest autorem Pisma Świętego, wyników tych badań nie można zlekceważyć. Wskazują one zaś na to, że nauka ma w oczach Bożych wagę kardynalną. A ponieważ jest ona tak ważna dla Boga, powinna być równie ważna dla Jego ludu.
Jest w życiu wierzącego miejsce na przeżycia duchowe i mają one swoją wagę, pod tym jednakże warunkiem, iż pozostają w zgodzie z objawieniem prawdy Bożej. Oferuje się nam dziś wielką różnorodność fałszywych doznań duchowych, niezbędne jest zatem, aby lud Boży posiadał autorytatywną miarę, wedle której będzie oceniał doświadczenia i decydował, które są od Boga, a które fałszywe. Miara ta to doktrynalne prawdy Słowa Bożego. Aby więc uchronić się przed fałszem, lud Boży musi znać prawdę - naukę biblijną. Ci, którzy ją lekceważą, wiele ryzykują, są jak okręt bez kotwicy.
Są i tacy, którzy dowodzą: „Nauka nie jest ważna. Liczy się miłość i jedność”. Faktycznie, prawdziwa miłość i jedność mają swoją wagę, lecz pokazaliśmy już, że ma ją także nauczanie. W swojej Ewangelii i Listach apostoł Jan wielokrotnie używa słów zarówno „miłość” jak i „prawda”, ukazując, że lud Boży powinien trzymać się obydwu. Nauka nie połączona z miłością staje się martwą ortodoksją, jednakże miłość oddzielona od prawdziwej nauki ulegnie zepsuciu, będzie fałszywa. Dlatego to Jan pisze o miłowaniu innych „w prawdzie” (2 J 1; 3 J 1).
Mamy dziś do czynienia z niebezpieczną tendencją składania prawdy Bożej na ofiarę na ołtarzu rzekomej jedności. Wielu wierzących chcąc osiągnąć jedność z ludźmi nie uznającymi prawdziwej Ewangelii posunęło się już do tego, iż nakazało uznać tych ludzi za prawdziwych chrześcijan i zakazało ich ewangelizowania. Tendencja ta mocno różni się od przykładu samego Chrystusa, który nigdy nie poświęcił prawdy Bożej w celu osiągnięcia jedności z faryzeuszami i saduceuszami (Mt 16,5-12; 23), oraz Pawła, który nie zrezygnował z prawdziwej Ewangelii, pomimo iż pozwoliłoby to na jedność z judaizującymi wierzącymi (Gal 1,6-12).
Tragedię oddzielenia miłości i jedności od prawdy nauki biblijnej ukazał ktoś bardzo plastycznie w wierszu o dwóch siostrach: Miłości i Jedności, które poślubiły dwóch oblubieńców: Naukę i Prawdę.
Opowieść o dwóch siostrach czyli Tragedia o ekumenicznej niewierności
Zachwytu pełne i oddania,
oczy jej błyszczały
i żywym żarem z głębin duszy
serce w niej pałało.
Tak Miłość na czas wiekuisty
wierność ślubowała,
z Nauką - swoim oblubieńcem -
zawsze zostać miała.
A młodsza siostra jej o równie
pięknym charakterze,
troskliwa, miła i oddana -
każdy przyznał szczerze -
młodości swej ukochanego
radośnie wybrała.
Tak oto Jedność Prawdzie wieczną
wierność obiecała.
Lecz Czas zazdrośnie popatrywał
na małżonków życie
I z wolna szczęście zmieniał w łzy,
zepsucie czyniąc skrycie.
Aż zbrzydł Miłości dźwięczny głos
Nauki - jej miłego,
i Jedność chłodno traktowała
oblubieńca swego.
A z czasem Miłość się znalazła
pod Herezji czarem:
Chce głosem jego urzeczona
wolność mieć nad miarę.
I Jedność także wnet spostrzega
tłum adoratorów,
czuje się wielce pożądaną
dla swoich walorów.
I zgodnych niegdyś stadeł dwoje,
tak sobie oddanych,
zniszczyło ślepe ogłupienie,
niewierność i zamęt.
Pewnego dnia Nauce Miłość
śluby wymówiła,
a wzorem siostry Prawdę swego
Jedność porzuciła.
(Autor nieznany)
Są też tacy, których zdaniem studiowanie nauki Biblii może doprowadzić do utraty zapału dla Pana i duchowej letniości, a nawet chłodu. Takie zdanie oczywiście prowadzi do bardzo poważnego wniosku: Ponieważ nauka biblijna obejmuje prawdy Boże zapisane na kartach Pisma Świętego, znaczyłoby to, że prawda Boża może spowodować utratę zapału dla Pana oraz letniość i chłód duchowy!
Rzeczywiście zdarza się, że niektórzy badając naukę Biblii stają się letni, a nawet zimni, nie jest to jednakże wina tejże nauki ani faktu jej studiowania. Powodem jest natomiast niewłaściwa reakcja danej osoby na prawdę nauki biblijnej. Taki ktoś nie pozwala Bożej prawdzie wywrzeć wpływu na swoje życie.
Chrześcijanie wypowiadający się negatywnie na temat nauki i nauczania dowodzą więc, że zbłądzili duchowo. Pismo Święte stwierdza, że niezdolność do przyjęcia głębszej nauki o prawdzie Bożej świadczy o cielesności i braku duchowości (1 Kor 3,1-3) oraz o niedojrzałości (Hbr 5,11-14).
NIEBEZPIECZNA TENDENCJA
W kościołach uważających się za biblijnie wierzące coraz silniej zaznacza się tendencja odchodzenia od systematycznego wykładania nauki Biblii. Coraz trudniej znaleźć kościół, który zapewnia porządne nauczanie. Sytuacja ta nabrzmiała tak mocno, iż na pewnej zorganizowanej niedawno konferencji biblijnej odbyła się dyskusja pod hasłem: „Nauczanie - gatunek zagrożony wymarciem”.
Jakże różni się ta tendencja od zwyczajów pierwszego kościoła. Pierwsi wierzący „trwali w nauce apostolskiej...” (Dz 2,42). Greckie słowo proskarterein, przełożone tutaj jako „trwali”, oznacza dokładnie „zajmować się czymś pilnie”, „bacznie na coś zważać”, „mocno się czegoś trzymać”.3 Pierwsi chrześcijanie zatem, ilekroć się zbierali, zajmowali się pilnie nauką, bacznie na nią zważali i mocno się jej trzymali. Mając to na uwadze, Walter Grundmann napisał:
W Dz 2,42 Łukasz kreśli nam portret wspólnoty chrześcijańskiej. W gromadzeniu się na modlitwie mieści się zarówno wspólny posiłek, jak i przebywanie ze sobą oraz nauka apostolska. Trwanie w tych sprawach pozwala wypełnić polecenie Pana, aby wytrwać w Jego Słowie (J 8,31). Stąd też słowo proskarterein, użyte do opisania życia wspólnoty, ukazuje jeden z aspektów tajemnicy siły i żywotności wczesnego chrześcijaństwa.4
Apostoł Paweł udzielił Tymoteuszowi następującego polecenia: „A co słyszałeś ode mnie wobec wielu świadków, to przekaż ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni i innych nauczać” (2 Tm 2,2). Fakt, że jest to nakaz, wskazuje, iż każde pokolenie wierzących otrzymało od Boga obowiązek wykładania nauki biblijnej następnemu pokoleniu. Z nakazu tego wynika również jeden dość ponury wniosek: Jeśliby choć jedno pokolenie zaniedbało przekazywania nauki kolejnemu pokoleniu, to to ostatnie oraz pokolenia następne nie znałyby prawdy Bożej i groziłoby im niebezpieczeństwo uległości wobec najrozmaitszego fałszu. Kościół doznałby wówczas poważnego uszczerbku i zmieniłby się w coś, co zupełnie różni się od zamiarów Bożych.
W tej perspektywie obecna tendencja odchodzenia kościołów od systematycznego nauczania Biblii jest nie tylko niebezpieczna, ale grozi katastrofą w zakresie zdrowia duchowego poszczególnych wierzących i całego kościoła.
Przypisy:
1 D.A. Kidd, Collins Latin Gem Dictionary, Collins, London 1957, s. 109.
2 Webster's New International Dictonary of the English Language, wyd. 2 niezmienione, G. & C. Merriam Company Publishers, Springfield, MA 1939, s. 763.
3 Walter Grundmann, „Proskartereo”, Theological Dictionary of the New Testament, t. III, Eerdmans Publishing Company, Grand Rapids, WM 1965, s. 618.
4 Ibid., s. 619.
PODZIAŁ NAUKI BIBLIJNEJ
Na przestrzeni stuleci pilni badacze Słowa Bożego spostrzegli, że prawdy Boże zapisane na jego stronicach można podzielić na szereg kategorii. Najczęściej wymienia się następujące:
- bibliologia: nauka o Biblii,
- teologia właściwa: nauka o Bogu,
- angelologia: nauka o aniołach; mieści się w jej ramach również:
- satanologia: nauka o szatanie oraz
- demonologia: nauka o demonach,
- antropologia: nauka o człowieku,
- hamartiologia: nauka o grzechu,
- chrystologia: nauka o Chrystusie,
- soteriologia: nauka o zbawieniu,
- pneumatologia: nauka o Duchu,
- eklezjologia: nauka o kościele,
- eschatologia: nauka o rzeczach ostatecznych.
NEGATYWNY STOSUNEK DO NAUKI
Tragedią jest, że wielu chrześcijan z taką niechęcią podchodzi do nauki. Wyraża się to na wiele sposobów. Niektórzy twierdzą, że nauka (doktryna) dzieli ludzi, powinno się więc ograniczać nauczanie do minimum. Zwolennicy takiego stanowiska nie zdają sobie chyba sprawy, do czego ono prowadzi. Ponieważ nauka biblijna składa się z ważkich prawd Bożych zapisanych w Piśmie, znaczy to, że prawda Boża wywołuje podziały! I że prawda Boża nie powinna być nauczana!
Jeśli podział następuje wówczas, gdy głoszona jest prawdziwa nauka, nie jest to wina tejże nauki czy sposobu jej wykładania, lecz wynik złych reakcji ludzkich na tę naukę. Ludzie nie zgadzają się na uznanie danej prawdy biblijnej i wynikające z tego skutki, więc odwracają się od tych, którzy prawdę tę przyjmują i głoszą.
Inni natomiast twierdzą: „Nauczanie nie jest ważne. Liczy się doznawanie”. Parę lat temu, gdy znajomy pastor zaszedł w gościnę do pewnego małżeństwa, które zaczęło zbaczać w niebezpieczną stronę, gospodarz przyłożył sobie dłoń do szyi i oznajmił: „Pastorze, my mamy POTĄD Słowa Bożego. My nie chcemy więcej Słowa Bożego. My chcemy doznań”. Człowiek ten, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, dowiódł, że znalazł się pod wpływem filozofii egzystencjalistycznej, która święci dziś takie triumfy w społeczeństwie zachodnim, głosząc: „Liczy się tylko to, co jest ważne osobiście dla mnie”.
Czy rzeczywiście nauka nie jest ważna? Bóg tak nie uważa. Wiele lat temu czytałem pewien artykuł. Nie pamiętam dziś ani tytułu, ani nazwiska autora, ale nigdy nie zapomniałem jego treści. Na początku seminaryjnego kursu Nowego Testamentu wykładowca polecił studentom, by podczas pierwszego semestru zajęli się pewnym zadaniem: Mieli zbadać cały Nowy Testament pod kątem wyłowienia poszczególnych aspektów prawdy Bożej, pogrupowania ich i określenia, ile razy jest o każdym mowa. Ostatecznym celem było więc zbadanie, jakie to zagadnienie jest przez Nowy Testament najmocniej podkreślane. Po zakończeniu prac studenci ze zdumieniem spostrzegli, że najczęściej powracającym tematem jest przestroga przed fałszywym nauczaniem, przewyższając liczbą wzmianek nawet takie sprawy jak miłość, jedność czy na ten przykład kwestia doznań.
Ponieważ to Bóg jest autorem Pisma Świętego, wyników tych badań nie można zlekceważyć. Wskazują one zaś na to, że nauka ma w oczach Bożych wagę kardynalną. A ponieważ jest ona tak ważna dla Boga, powinna być równie ważna dla Jego ludu.
Jest w życiu wierzącego miejsce na przeżycia duchowe i mają one swoją wagę, pod tym jednakże warunkiem, iż pozostają w zgodzie z objawieniem prawdy Bożej. Oferuje się nam dziś wielką różnorodność fałszywych doznań duchowych, niezbędne jest zatem, aby lud Boży posiadał autorytatywną miarę, wedle której będzie oceniał doświadczenia i decydował, które są od Boga, a które fałszywe. Miara ta to doktrynalne prawdy Słowa Bożego. Aby więc uchronić się przed fałszem, lud Boży musi znać prawdę - naukę biblijną. Ci, którzy ją lekceważą, wiele ryzykują, są jak okręt bez kotwicy.
Są i tacy, którzy dowodzą: „Nauka nie jest ważna. Liczy się miłość i jedność”. Faktycznie, prawdziwa miłość i jedność mają swoją wagę, lecz pokazaliśmy już, że ma ją także nauczanie. W swojej Ewangelii i Listach apostoł Jan wielokrotnie używa słów zarówno „miłość” jak i „prawda”, ukazując, że lud Boży powinien trzymać się obydwu. Nauka nie połączona z miłością staje się martwą ortodoksją, jednakże miłość oddzielona od prawdziwej nauki ulegnie zepsuciu, będzie fałszywa. Dlatego to Jan pisze o miłowaniu innych „w prawdzie” (2 J 1; 3 J 1).
Mamy dziś do czynienia z niebezpieczną tendencją składania prawdy Bożej na ofiarę na ołtarzu rzekomej jedności. Wielu wierzących chcąc osiągnąć jedność z ludźmi nie uznającymi prawdziwej Ewangelii posunęło się już do tego, iż nakazało uznać tych ludzi za prawdziwych chrześcijan i zakazało ich ewangelizowania. Tendencja ta mocno różni się od przykładu samego Chrystusa, który nigdy nie poświęcił prawdy Bożej w celu osiągnięcia jedności z faryzeuszami i saduceuszami (Mt 16,5-12; 23), oraz Pawła, który nie zrezygnował z prawdziwej Ewangelii, pomimo iż pozwoliłoby to na jedność z judaizującymi wierzącymi (Gal 1,6-12).
Tragedię oddzielenia miłości i jedności od prawdy nauki biblijnej ukazał ktoś bardzo plastycznie w wierszu o dwóch siostrach: Miłości i Jedności, które poślubiły dwóch oblubieńców: Naukę i Prawdę.
Opowieść o dwóch siostrach czyli Tragedia o ekumenicznej niewierności
Zachwytu pełne i oddania,
oczy jej błyszczały
i żywym żarem z głębin duszy
serce w niej pałało.
Tak Miłość na czas wiekuisty
wierność ślubowała,
z Nauką - swoim oblubieńcem -
zawsze zostać miała.
A młodsza siostra jej o równie
pięknym charakterze,
troskliwa, miła i oddana -
każdy przyznał szczerze -
młodości swej ukochanego
radośnie wybrała.
Tak oto Jedność Prawdzie wieczną
wierność obiecała.
Lecz Czas zazdrośnie popatrywał
na małżonków życie
I z wolna szczęście zmieniał w łzy,
zepsucie czyniąc skrycie.
Aż zbrzydł Miłości dźwięczny głos
Nauki - jej miłego,
i Jedność chłodno traktowała
oblubieńca swego.
A z czasem Miłość się znalazła
pod Herezji czarem:
Chce głosem jego urzeczona
wolność mieć nad miarę.
I Jedność także wnet spostrzega
tłum adoratorów,
czuje się wielce pożądaną
dla swoich walorów.
I zgodnych niegdyś stadeł dwoje,
tak sobie oddanych,
zniszczyło ślepe ogłupienie,
niewierność i zamęt.
Pewnego dnia Nauce Miłość
śluby wymówiła,
a wzorem siostry Prawdę swego
Jedność porzuciła.
(Autor nieznany)
Są też tacy, których zdaniem studiowanie nauki Biblii może doprowadzić do utraty zapału dla Pana i duchowej letniości, a nawet chłodu. Takie zdanie oczywiście prowadzi do bardzo poważnego wniosku: Ponieważ nauka biblijna obejmuje prawdy Boże zapisane na kartach Pisma Świętego, znaczyłoby to, że prawda Boża może spowodować utratę zapału dla Pana oraz letniość i chłód duchowy!
Rzeczywiście zdarza się, że niektórzy badając naukę Biblii stają się letni, a nawet zimni, nie jest to jednakże wina tejże nauki ani faktu jej studiowania. Powodem jest natomiast niewłaściwa reakcja danej osoby na prawdę nauki biblijnej. Taki ktoś nie pozwala Bożej prawdzie wywrzeć wpływu na swoje życie.
Chrześcijanie wypowiadający się negatywnie na temat nauki i nauczania dowodzą więc, że zbłądzili duchowo. Pismo Święte stwierdza, że niezdolność do przyjęcia głębszej nauki o prawdzie Bożej świadczy o cielesności i braku duchowości (1 Kor 3,1-3) oraz o niedojrzałości (Hbr 5,11-14).
NIEBEZPIECZNA TENDENCJA
W kościołach uważających się za biblijnie wierzące coraz silniej zaznacza się tendencja odchodzenia od systematycznego wykładania nauki Biblii. Coraz trudniej znaleźć kościół, który zapewnia porządne nauczanie. Sytuacja ta nabrzmiała tak mocno, iż na pewnej zorganizowanej niedawno konferencji biblijnej odbyła się dyskusja pod hasłem: „Nauczanie - gatunek zagrożony wymarciem”.
Jakże różni się ta tendencja od zwyczajów pierwszego kościoła. Pierwsi wierzący „trwali w nauce apostolskiej...” (Dz 2,42). Greckie słowo proskarterein, przełożone tutaj jako „trwali”, oznacza dokładnie „zajmować się czymś pilnie”, „bacznie na coś zważać”, „mocno się czegoś trzymać”.3 Pierwsi chrześcijanie zatem, ilekroć się zbierali, zajmowali się pilnie nauką, bacznie na nią zważali i mocno się jej trzymali. Mając to na uwadze, Walter Grundmann napisał:
W Dz 2,42 Łukasz kreśli nam portret wspólnoty chrześcijańskiej. W gromadzeniu się na modlitwie mieści się zarówno wspólny posiłek, jak i przebywanie ze sobą oraz nauka apostolska. Trwanie w tych sprawach pozwala wypełnić polecenie Pana, aby wytrwać w Jego Słowie (J 8,31). Stąd też słowo proskarterein, użyte do opisania życia wspólnoty, ukazuje jeden z aspektów tajemnicy siły i żywotności wczesnego chrześcijaństwa.4
Apostoł Paweł udzielił Tymoteuszowi następującego polecenia: „A co słyszałeś ode mnie wobec wielu świadków, to przekaż ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni i innych nauczać” (2 Tm 2,2). Fakt, że jest to nakaz, wskazuje, iż każde pokolenie wierzących otrzymało od Boga obowiązek wykładania nauki biblijnej następnemu pokoleniu. Z nakazu tego wynika również jeden dość ponury wniosek: Jeśliby choć jedno pokolenie zaniedbało przekazywania nauki kolejnemu pokoleniu, to to ostatnie oraz pokolenia następne nie znałyby prawdy Bożej i groziłoby im niebezpieczeństwo uległości wobec najrozmaitszego fałszu. Kościół doznałby wówczas poważnego uszczerbku i zmieniłby się w coś, co zupełnie różni się od zamiarów Bożych.
W tej perspektywie obecna tendencja odchodzenia kościołów od systematycznego nauczania Biblii jest nie tylko niebezpieczna, ale grozi katastrofą w zakresie zdrowia duchowego poszczególnych wierzących i całego kościoła.
Przypisy:
1 D.A. Kidd, Collins Latin Gem Dictionary, Collins, London 1957, s. 109.
2 Webster's New International Dictonary of the English Language, wyd. 2 niezmienione, G. & C. Merriam Company Publishers, Springfield, MA 1939, s. 763.
3 Walter Grundmann, „Proskartereo”, Theological Dictionary of the New Testament, t. III, Eerdmans Publishing Company, Grand Rapids, WM 1965, s. 618.
4 Ibid., s. 619.
Israel My Glory kwiecień/maj 1995.
(Used by permission by The Friends of Israel Gospel Ministry, Inc., Bellmawr, NJ, USA).
(Used by permission by The Friends of Israel Gospel Ministry, Inc., Bellmawr, NJ, USA).
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|